wtorek, 23 sierpnia 2011

Z cyklu przychodzi pani do księgarni powkurzać księgarza...

Wyjątkowo ten sezon podręcznikowy obfituje w spokojnych, zrównoważonych klientów, zaopatrzonych w rzetelne listy podręcznikowe, którzy nawet potrafią zapamiętać do której klasy ich dziecię uczęszcza.Niestety, zdarzają się także jednostki "wybitne", przez które nabawiłam sie kilkakrotnie czkawki (sprobujcie rozmawiać z człowiekiem, jednocześnie wyjąc w środku ze śmiechu-czkawka murowana).

-Dzień dobry, czy obsługujecie podręczniki? (taaaaa..., czeszemy, malujemy, nawet jakiś masaz możemy im strzelić...)

-Taka ksiażka, "Jezus kocha i zabawia" jest? ( w tym momencie kolega prychnął, schylił sie i udając, że naprawia drukarkę, zaczął bezgłośnie łkać w mankiet)

Stoję przy witrynie i przyczepiem mocno absorbujący oko (by nie rzec oczoje...)plakat, na którym dominują barwy czerwona i żołta oraz wielki napis: "Rabat na podręczniki". Podchodzi do mnie pani, zerka, jak morduję się z wieeeeeelka płachtą papieru i tasma klejąca, po czym oczywiście pyta: "Podręczniki som?" ( z naciskiem na końcowe "m")


-Dzien dobry, czy są podręczniki? w sumie to jeszcze listy nie mam, tylko chciałem zapytać o cenę kompletu do III c...

Najlepsza i tak była pani, ktora wydała 200 złotych na pomoce naukowe, z rozbrajającym usmiechem mówiąc przy kasie: "Bo mój syn, to strasznie głupi jest"...nie ma jak wsparcie od własnej matki...

2 komentarze:

  1. W żadnej pracy nie jest cacy ;):)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bobe Majse: Masz rację, zawsze sobie powtarzam, że fedrowanie jest gorsze;)

    OdpowiedzUsuń