Liza Marklund
„Żelazną krwią” żegna się z Anniką Bentgzon: jedenasty tom przygód dziennikarki
jest zarazem ostatnim. Nadszedł więc czas na zamknięcie pewnych wątków i
dokończenie wielu spraw.
Historia rozpoczyna się atakiem
paniki głównej bohaterki, kobiety wydawałoby się nareszcie szczęśliwej. Udany
związek, poprawa relacji z byłym mężem, stabilizacja w pracy- Annika ma to wszystko, ale mimo to co
jakiś czas pada ofiarą napadów strachu, strachu tak ogromnego, że powodującego
omdlenia. Dziennikarka ląduje, rzecz jasna, na kozetce u psychiatry i z pomocą
lekarza stara się dociec przyczyn swojego strachu, co staje się pretekstem do
wycieczek w przeszłość i wyjaśniania wielu tajemnic, nie tylko zawodowych ale
także rodzinnych.
Równolegle z terapią trwa kolejne dochodzenie,
w które uwikłana jest nasza bohaterka. Ponowne otwarcie śledztwa w sprawie
seryjnego mordercy pozwala na odszukanie sprawcy śmierci młodej dziewczyny, historii
jeszcze z początków kariery dziennikarki.
Zabójca młodej dziewczyny, Josefin, uniknął kary, dzięki fałszywemu alibi;
teraz Bentgzon postanawia doprowadzić do jego ukarania. Marklund nie ustaje w
mnożeniu wątków i dorzuca także tajemnicze zniknięcie siostry Anniki, Brigitta przepada
pewnego dnia, jako jedyny ślad pozostawiając wysyłane SMS-y. Jakby tego było
mało, najprawdopodobniej porywacze siostry mają powiązanie z badanymi przez
Annikę morderstwami…
Na
drugim planie autorka buduje przerażającą wizję społeczeństwa hejterów, którzy
od głoszenia nienawistnych haseł w Internecie, czasami przechodzą do czynów w
świecie realnym. Marklund znana jest z poruszania ważkich kwestii społecznych,
więc także tym razem dużo miejsca poświęconego zostaje wolności słowa w
Internecie i odpowiedzialności karnej nawołujących do nienawiści internautów.
Marklund
należy do grona pisarzy tworzących swoje powieści na dosyć równym poziomie,
nawet słabsze pozycje z cyklu bronią się, jako solidne kryminały. Nie inaczej
jest z ostatnią częścią. Znów zanurzamy się w mroczne zakamarki psychiki
prawdziwych psychopatów, znów jest dosyć mrocznie i ponuro. Napięcie rośnie
powoli i zmierza nieubłaganie do krwawego finału, szkoda jedynie, że bardzo
łatwo przewidzieć zakończenie. Dużym minusem jest także motyw byłego męża
Anniki, niepotrzebnie odciągający uwagę od głównych wątków i poprowadzony dosyć
tendencyjnie.
„Żelazna krew” spina klamrą całokształt
przygód dziennikarki stanowiąc satysfakcjonujące, choć nie doskonałe pożegnanie
z bohaterami.
Recenzja dla portalu dlaLejdis.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz