Seria
szmaragdowa wydawnictwa Czarna Owca prezentuje książki sięgające wstecz i
opisujące dzieje rodzin w trudnych, ale też niezwykle barwnych czasach.
Taki
też jest „Nowy Jork” Edwarda Rutherfurda, koncentrujący się na losach
fikcyjnych postaci osadzonych jednak na tle wydarzeń historycznych. Pomysł ten
sprawdził się w przypadku „Paryża”, wydanego jakiś czas temu w Polsce, więc nic
dziwnego, że do rąk czytelnika trafia opowieść poświęcona kolejnej metropolii. Jak
pisze sam autor: „Nowy Jork, to chyba najbardziej skomplikowane miasto na
świecie (…) Mam jednak nadzieję, że udało mi się oddać przynajmniej jakąś część
dziejów i ducha miasta, darzę wielka miłością”.
To
historia tego, jak w przeciągu 400 lat pewne miasto stało się stolicą świata,
słynnym Wielkim Jabłkiem, symbolem bogactwa, sztuki i wielkiego świata. Powieść
zaczyna się w 1664 roku w Nowym Amsterdamie, gdzie poznajemy kilka postaci
reprezentatywnych dla tego okresu i tego miejsca. Autor płynnie prowadzi nas
przez kolejne lata, koncentrując się na wydarzeniach istotnych nie tylko dla
miasta, ale też dla całej Ameryki. Poznajemy kolejnych potomków rodzin z
pierwszego rozdziału; ludzi, których losy potoczyły się bardzo różnie. Niektórzy
zdobyli wielki majątek, obracany potem w pył przez ich potomków, innym pisany
został los biedaków. Zmieniają się bohaterowie, zmieniają się czasy i poglądy,
zmienia się oczywiście miasto, pierwszoplanowy bohater powieści.
Niestety,
trudno mówić tutaj o jakimś szczególnie
wielkim dziele literackim. Część bohaterów zamiast rozmawiać, wygłasza monologi
na temat danego miejsca, sytuacji, historii, co czasami zmienia powieść w
podręcznik historii. Rutherfurd czasami popełnia też duży błąd i obdarza swoich
bohaterów współczesną świadomością, stąd np. XVII-wieczny handlarz skórami
rozmyśla o braku odporności Indian na europejskie choroby. Kuriozalnym jest
także pomysł, by niewykształcony niewolnik był naszym przewodnikiem po zmianach
na tronie angielskim i politycznych konsekwencjach sojuszu
angielsko-francuskiego.
Bez
tych usterek „Nowy Jork” czytałoby się znacznie lepiej, choć i tak opasły tom
czyta się zaskakująco szybko i przyjemnie, autor w miarę spójnie łączy wątki obyczajowe
oraz polityczne z historycznymi
przełomami, jakich nie brak w dziejach Nowego Jorku. Bohaterowie są na tyle
uniwersalni, że z licznego grona wybrać możemy tych, którym warto sekundować w planach podboju miasta, a
potem świata. Nie brak tu historii „od zera do milionera”, a te zawsze działają
na wyobraźnię, zwłaszcza, że zdarzają się także opowieści o utracie wielkich
fortun.
Rutherfurd
pozwala nam być świadkiem narodzin
potęgi jednego z najsłynniejszych miast świata, przy okazji mówiąc wiele o samej
Ameryce i jej mieszkańcach. Jeżeli tylko przymkniemy oko na kilka
niedociągnięć, pozostanie nam całkiem pouczająca lektura na kilka długich
wieczorów.
Recenzja dla portalu: dlaLejdis.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz