sobota, 29 czerwca 2013

Ingrid Bergman Prywatnie


Ingrid Bergman w swoim czasie była jedną z najsłynniejszych aktorek świata, podziwianą i kochaną, ale także wzbudzającą skrajne emocje z racji swoich wyborów życiowych. Aleksandra Ziółkowska-Boehm  przyznaje, że jej fascynacja szwedzką aktorką zaczęła się jeszcze w dzieciństwie, w latach późniejszych zaś została  umocniona faktem poślubienia kuzyna swojej idolki. Mąż pisarki, Norman Boehm, umożliwił jej dostęp do prywatnej korespondencji i zdjęć, które nie były nigdy przedtem publikowane, sprawiając, że książka „Ingrid Bergman prywatnie” dla wielbicieli aktorki mogła stać się nie lada rarytasem.
            Całość zbudowana jest na zasadzie przeplatania biografii aktorki jej prywatnymi listami i zapiskami skierowanymi do rodziny. Niestety, większość z nich to dosyć błahe i średnio interesujące kartki, czy też liściki pisane ewidentnie na kolanie i w pośpiechu. Z pewnością cenne jako pamiątka rodzinna, ale niezbyt znaczące w procesie poznawania życiorysu gwiazdy. Sama próba opowiedzenia życia Bergman także się nie powiodła- skrót  opublikowanych już biografii, czy też wspomnień aktorki, to zabieg wtórny z założenia i dosyć trudny do obronienia. Streszczenie życia gwiazdy filmowej jest dosyć pobieżne ze względu na niewielką objętość całości, którą tak naprawdę trudno obronić jako autorskie dzieło skoro w tak dużym stopniu oparta jest na źródłach pośrednich.

            W opisywanej przeze mnie książce bardzo dużo jest ogólników i powierzchownych opinii, które aż się proszą o pogłębienie i szersze potraktowanie tematu. Trudno określić do końca jaki był zamysł twórcy: na biografię książka jest zbyt niedopracowana, jako samodzielny hołd oddany aktorce nie nadaje się ze względu na równorzędnego bohatera, jakim jest mąż pisarki, pojawiający się co kilka stron, również na zdjęciach.
Zamiast intymnego i ciepłego portretu aktorki widzianej oczami najbliższych, otrzymujemy niestety garść frazesów i wtórnych informacji, które nie pogłębiają portretu gwiazdy mającej przecież bardzo dramatyczne życie. Zabrakło konsekwencji w wyborze drogi, jaką podążyła Aleksandra Ziółkowska-Boehm, przez co trudno określić czym tak naprawdę jest jej książka. Starannie i naprawdę ładnie wydana pozycja pozostawia w czytelniku spory niedosyt.


Recenzja dla portalu dleLejdis.pl

czwartek, 20 czerwca 2013

Pytania dla bystrzaków


Czy książka składająca się głównie z łamigłówek logicznych może zainteresować kogoś poza miłośnikami tychże? Okazuje się, że istnieje taka pozycja, która zaspokoi ciekawość nie tylko zagorzałych fanów wszelkich zagadek, specjalistów od PR, czy też speców od marketingu. Jej autor, William Poundstoney, zebrał najbardziej podchwytliwe pytania zadawane podczas rozmowy rekrutacyjnej w Google i porównał je z technikami rekrutacyjnymi stosowanymi w takich firmach, jak Microsofcie czy też  Apple.
Czytelnik dostaje do ręki zbiór naprawdę przeróżnych zagadek i pytań, począwszy od tych wymagających znajomości matematyki, logiki, po te zupełnie abstrakcyjne. Dowiadujemy się, że istnieli nieszczęśnicy pytani o plan ewakuacji San Francisco, liczbę piłeczek golfowych, które zmieszczą się w autobusie szkolnym i roczną produkcję szampana na świecie. Wszystkie zaprezentowane zagadki mają podane rozwiązanie oraz drogę, którą można do nich dojść, ponieważ wiele z nich tak naprawdę nie ma jednoznacznej, czy też jedynie słusznej odpowiedzi. Jak się okazuje, wystarczy odrobina kreatywności, by pozytywnie przejść weryfikację.

Nie ukrywam, że lektura po pewnym czasie stała się trochę monotonna. Zabrakło informacji na temat tego, jaki wpływ mają w rzeczywistości wszystkie te, dziwne nieraz pytania, na przebieg całości rozmowy kwalifikacyjnej i zatrudnienie danej osoby. Dosyć rażący był też niezwykle pochlebny ton, w jakim o Google wypowiadał się autor, kreując wizję jedynej firmy w której tak naprawdę warto pracować. Poundstoney co chwilę bowiem podkreśla potęgę koncernu i wychwala jego podejście do pracowników, odbiegające podobno od typowo korporacyjnego traktowania. Podobno, gdyż na poparcie tej tezy mamy tylko słowa autora.
Nabyta dzięki książce wiedza może być wykorzystana w praktyce, ale jak pokazuje sam autor może też być zniekształcana i przekazywana dalej w groteskowej formie. „Czy jesteś wystarczająco bystry…” wskazuje bowiem wiele przykładów bezmyślnego stosowania technik zaczerpniętych z rozmów w Google. Kopiowanie bez zrozumienia celu tych wszystkich zagadek prowadzi bowiem zwykle do mnożenia dziwnych pytań i domagania się od potencjalnego pracownika wczucie się w kogoś, kto na korytarzu biurowym spotyka Księcia Ciemności…
Rozwiązywanie kolejnych szarad może być całkiem przyjemne ale nie zmienia to faktu, że trudno tak naprawdę ocenić przydatność książki Poundstoney’a. Poznanie kilku sztuczek oraz nabranie przekonania, że  nie ma takiego pytania, którego nie zadali by nam na rozmowie o pracę, to jedno. Ale przecież bez odpowiednich kwalifikacji i wiedzy na kolejnych etapach na niewiele zda się znajomość odległości z jakiej bezpiecznie można zrzucić jajko.

Recenzja dla portalu dlaLejdis.pl 

niedziela, 9 czerwca 2013

Ostateczny argument królów.


            Abercrombie jest pisarzem, który podbił moje serce już dawno temu. Fenomenalne połączenie czarnego humoru, wyrazistych bohaterów i widowiskowych scen, to wyznaczniki stylu amerykańskiego pisarza, które wyjątkowo przypadły mi do gustu. Ostatnio, do rąk wiernych czytelników trafiła nareszcie ostatnia część trylogii „Pierwsze prawo”, osadzonej w tym samym uniwersum, co „Zemsta…”, „Bohaterowie” i „Czerwona kraina”.
            Ponownie autor daje nam kawałek solidnej fantastyki, krwawej i poruszającej, z postaciami, którzy na długo zapadają w pamięć. Poprzedni tom zakończył się nieudaną wyprawą bohaterów, zmierzających w tej części do Adui, by tam się rozdzielić: każde z nich zmierza w swoją stronę, by w finale ich losy ponownie się połączyły w przewrotnym zwrocie akcji. Autor zdaje się nawiązywać do Malazańskiej Księgi Poległych, cyklu opowiadającego o wielu postaciach miotanych przez siły wyższe, skazanych na walkę z mrocznym przeznaczeniem. U obu autorów spotkać można wielotorowo prowadzoną narrację przeskakującą sprawnie od jednego bohatera do drugiego, a także fatum nieubłaganie ścigające wszystkie postacie. Tylko nielicznym udaje się wyszarpać dla siebie kawałek szczęścia i choć na chwilę zmienić nieubłagany los.


Logen Dziewięciopalcy, inkwizytor Glokta i Pierwszy z Magów Bayaz powracają, by snuć swoje intrygi, walczyć ze sobą nawzajem i łączyć się w dziwne sojusze. Wszystkie ich poczynania prowadzą do wielkiego finału, który może zaskoczyć czytelników przyzwyczajonych do łatwych rozwiązań. Ponownie autor daje nam możliwość poznania emocji obu stron walczących w krwawym konflikcie, opowiadana nam historia jest pokazywana z punktu widzenia głównych bohaterów znajdujących się po dwóch stronach barykady, co zdecydowanie zmniejsza komfort czytelnika, nie mogącego wyraźnie opowiedzieć się za którąś ze stron. Przed naszymi oczami przesuwają się kolejni bohaterowie, często definiowani poprzez swoje zachowanie w obliczu zbliżającej się śmierci, odważni, tchórzliwi, zwyczajni i bohaterscy, tworząc fascynującą panoramę ludzkich zachowań i charakterów.
Malownicza kompania, złożona w przeważającej części z odrażających szumowin, trudnych do polubienia (ale tylko na pierwszy rzut oka), sugestywny i mroczny nastrój, a także   starannie skomponowana mieszanka patosu i przyziemności, po raz kolejny sprawdziły się doskonale. Wciągająca opowieść porywa nas już od pierwszych stron, by nie zwolnić do samego końca: wydarzenia gonią jedno za drugim, a czytelnik nie może się oderwać od scen pełnych przemocy, potyczek, intryg i spisków.

środa, 5 czerwca 2013

Magiczna kraina w opałach


Nastolatków ratujących świat popkultura prezentowała nam już nieraz, w filmach, książkach i komiksach. Wydawać by się mogło, że z tego dosyć oklepanego motywu niewiele się już da wycisnąć, jednakże Brandon Mull słynie z nieszablonowego podejścia do oklepanych rozwiązań fabularnych. Autor „Baśnioboru” postanowił tym razem wziąć na warsztat klasyczne fantasy i jakże reprezentatywny dla tego nurtu motyw wybrańca, czy jednak udało mu się ożywić te przykurzone schematy?
Powieść koncentruje się na dwójce bohaterów i ich niesamowitych przygodach.  Jason i Rachel, to dwójka amerykańskich trzynastolatków, przeniesionych w magiczny sposób do równoległego świata zwanego Lyrian, uciskanego rządami krwiożerczego czarnoksiężnika Maldora. Bohaterowie, zamieszani przypadkowo w spisek mający na celu obalenie tyrana, muszą zebrać sześć sylab składających się na magiczne słowo pozwalające na pokonanie maga. Zdobywaniu każdej z sylab towarzyszy poznawanie kolejnego miejsca i kolejnych niezwykłych mieszkańców Lyrian.
Równoległy świat rządzi się swoimi prawami i poznajemy je równocześnie z bohaterami przemierzającymi kolejne kilometry. Wykreowana rzeczywistość czasami zaskakuje, ale przeważnie jest dosyć statyczna. Trudno także mówić o przesadnie skomplikowanej fabule w przypadku powtarzającego się motywu: następne spotkania z przyjaciółmi, sojusznikami i wrogami przeplatają się wzajemnie i po jakimś czasie wywołują znudzenie czytelnika, oczekującego jakiejś wolty fabularnej.


Dwójka głównych bohaterów dobrana jest na zasadzie przeciwieństw: Jason jest dosyć porywczy i nie waha się przed żadnym niebezpieczeństwem, z kolei Rachel reprezentuje sobą zdecydowanie większe opanowanie. Dziewczynka jest tą, która woli każdą decyzję przemyśleć, inteligentniejsza i bardziej oczytana wielokrotnie podsuwa rozwiązania na wyjście z licznych tarapatów. Oboje mają jednak wspólną przywarę: są dosyć bezbarwni, a przecież trudno się utożsamiać z postacią, której poczynania średnio nas interesują. Nie zaszkodziłoby tchnięcie troszkę więcej życia w oboje nastolatków, którzy są poprawni aż do bólu i dopiero pod koniec opowieści zaczynają nabierać bardziej wyrazistych cech.
Dużo ciekawsze są postacie drugoplanowe i paradoksalnie główny antagonista. Maldor prezentuje dosyć ograny zestaw cech czarnego charakteru, ale mimo tego autorowi udało się stworzyć ciekawą  postać tyrana, którego bawi zmaganie się z buntownikami, czerpiącego satysfakcję z pokonywania kolejnych nieprzyjaciół. Okrutny i inteligentny jest godnym przeciwnikiem spiskowców.
Całość powieści nasuwa skojarzenia z „Alicją w Krainie Czarów” i „Nieskończoną opowieścią”, niestety bez magii tych dwóch książek. Rozwiązania fabularne zaproponowane przez Mulla są dosyć schematyczne i nie zaskakują, nuży także liniowa narracja i dosyć nieskomplikowani bohaterowie. Zabrakło także szczypty oryginalności w kreowaniu dwójki protagonistów, którzy nie umywają się do rodzeństwa z cyklu „Baśniobór”. Całość jest poprawną powieścią, która może się podobać, ale po pisarzu tego formatu spodziewałam się dużo więcej, miejmy nadzieję, że kolejny tom przyniesie ciekawsze literackie doznania.



Recenzja dla portalu dlaLejdis.pl